piątek, 17 lipca 2015

Od Shizuo

Szedłem powolnym krokiem ciągnąc za sobą wszystkie rzeczy które były mi potrzebne. W drugiej dłoni trzymałem papierosa którego co jakiś czas przybliżałem do moich ust.To już mój przedostatni rok w Hogwarcie, co? Sam nie wiedziałem czy powinienem się cieszyć czy może smucić. Jakby się zastanowić nigdy nie było tam tak źle, aczkolwiek byłoby lepiej gdyby nie pewna osoba. Rzuciłem przelotne, wściekłe spojrzenie na chłopaka idącego zaraz obok mnie. Nie cierpiałem w nim dosłownie wszystkiego. Jego stylu bycia, całego zachowania, chorych ambicji i celów...Niezłe zdanie o bracie, prawda? Izayi nie da traktować się jak rodzeństwa, to zwykła kanalia. Sama jego obecność mnie irytuje. Zazwyczaj jestem powstrzymywany przez innych, teraz jednak szliśmy tylko we dwoje. Zawsze przed odjazdem żegnaliśmy się z rodzicami i dwoma, młodszymi siostrami. Teraz jednak przez chorobę jednej z nich wszyscy poza naszą dwójką zmuszeni byli do zostania w domu. Byliśmy już prawie na miejscu. Stanąłem na przeciwko ściany. Kto by pomyślał, że gdy miałem 11 lat była dla mnie jak każda inna, a teraz nie było możliwości żebym jej nie spostrzegł. Rozejrzałem się aby mieć pewność, że wzrok nikogo na niej nie spoczywa. Oczywiście peron jak zawsze był oblegany przez śpieszących się ludzi, tak więc nabrałem większego przekonania o tym, iż wzrok żadnych nie-czarodziei na mnie nie spoczywa. Wtedy ignorując wszystko wokół wbiegłem w ścianę. Od raz dołączył do mnie mój brat.
- Miałem nadzieję, że wbiegniesz w złą ścianę - mruknąłem musząc jakkolwiek dać upust swoim emocjom. Co tu się okłamywać? Mówiąc, że go nie cierpię, wcale nie przesadziłem. To był po prostu fakt. Izaya podszedł do mnie i wyrwał z mojej dłoni papierosa. Miałam zamiar od razu wrzasnąć na niego żeby go oddał, jednak ten wyprzedził mnie mówieniem.
- Och Shizuś, Shizuś, Shizuś - zaczął kręcąc głową. - A kto by cię tak wkurzał jak nie ja? Zanudziłbyś się - stwierdził z uśmiechem. Nie sądzę, było wiele rzeczy które mnie denerwowały, a bez tej jednej którą jest jego osoba by się obeszło. Postanowiłem pozostawić to jednak bez komentarza, rzucając jednie w jego stronę dalej wściekłe spojrzenie. Nagle papieros trzymany przez niego w dłoni wylądował na ziemi. - Ja robię to dla twojego dobra - dodał. Naprawdę z nim nie wytrzymam. Zacisnąłem pięść, a następnie uderzyłem nią w pierwszą lepszą ścianę. To był sposób na wyładowanie emocji, nie mam zamiaru wywoływać afery o pobicie kogokolwiek zanim w ogóle dotrę do szkoły. Od razu doszedł do mnie śmiech Izayi i nieco zmieszane spojrzenia ludzi. Spojrzałem na ścianę na której pojawiło się małe pęknięcie. I tak udało mi się opanować. Po raz kolejny cicho wzdychając wyminąłem brata i skierowałem się w stronę czerwonego pociągu.
- Menda - powiedziałem jedynie mijając Izayę. Naprawdę czuje, że bez niego ten rok byłoby o wiele lepszy. Co z tym zrobić? Jedyne na czym mimo wszystko mi zależy to powstrzymanie się od zabicia go. Mogłaby wybuchnąć z tego niezła afera, jednak jeśli dalej tak pójdzie nie mówię, że to niemożliwe...

Izaya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz